NBP opublikował listopadowy Raport o inflacji, w którym prognozuje wzrost PKB w 2017 r. na poziomie 4,2 proc., a w 2018 r. – 3,6 proc. Wskaźnik cen konsumenta (CPI) ma wynieść w 2017 r. 1,9 proc., a w 2018 r. 2,3 proc.
Komentarz dr Małgorzaty Starczewskiej-Krzysztoszek, głównej ekonomistki Konfederacji Lewiatan
Bardzo trudno jest prognozować wskaźniki makroekonomiczne. Mechanizmy rynkowe są bowiem bardzo złożone i oddziałuje na nie wiele czynników. Nie wszystkie da się i nie wszystkie można uwzględnić w modelach, które prognozowaniu służą. Nie wszystkie są bowiem przewidywalne, np. niektóre decyzje polityczne (Korea Północna, (dez)integracja UE, Katalonia), warunki pogodowe, które wpływają na produkcję żywności, czy decyzje konsumentów (które wbrew temu co mówią ciągle ekonomiści, nie są racjonalne, ale jeśli to wiemy, to stają się przynajmniej w części przewidywalne). Dotyczy to także inflacji (patrz wykresy poniżej prezentujące projekcje inflacji opracowywane przez NBP).
NBP opublikował trzeci w tym roku Raport o inflacji z którego wynika, że tegoroczny wzrost cen towarów i usług konsumpcyjnych wyniesie 1,9 proc. Prawdopodobnie tak będzie, bowiem w ciągu 10 miesięcy 2017 r. inflacja (CPI) wyniosła właśnie 1,9 proc. (GUS). Dwa ostatnie miesiące br. nie powinny tego zmienić, aczkolwiek szalejące ceny żywności (wzrost w październiku br. r/r o 5,8 proc., a w ciągu 10 miesięcy – o 4,2 proc.) takiej gwarancji nie dają. Przed nami przecież święta. Jednak 2017 r. kończy się i warto przyjrzeć się raczej prognozom zmian cen towarów i usług konsumpcyjnych w 2018 r.
Wg prognoz NBP inflacja ma być w 2018 r. wyższa niż w 2017 r. i wynieść 2,3 proc. Jednocześnie wzrost cen żywności ma być zdecydowanie niższy niż dzisiaj (2,8 proc.). Wolniej mają także rosnąć ceny energii (2,7 proc.). Zatem inflacja po wyłączeniu cen żywności i energii (bazowa) będzie w 2018 r. wyższa (1,9 proc.) niż jest dzisiaj (0,7 proc.).
To nie jest dobra informacja dla gospodarki. Oznacza bowiem, że wzrost cen będzie efektem presji płacowej oraz wzrostu obciążeń nakładanych przez państwo na przedsiębiorstwa. Obciążeń nie tylko w postaci wzrostu podatków, ale także np. ograniczenia handlu w niedziele, wprowadzenia split payment, który będzie „zamrażał” środki finansowe firm na dedykowanych płaceniu VAT kontach, zniesienia limitu 30-krotności przeciętnego wynagrodzenia dla składek na ubezpieczenia społeczne, wprowadzenia dla firm obowiązku dopłacania do składek pracowników na Pracownicze Programy Kapitałowe). A obciążenia te przynajmniej w części, tam gdzie nie będzie to w sposób istotny ograniczać popytu, będą przekładane na ceny towarów i usług. Ponadto jeśli przedsiębiorcy w sposób istotny nie zwiększą inwestycji, a tym samym mocy wytwórczych, to inflacja może być także zwiększana przez trudności w dostosowaniu struktury produkcji do zmian w strukturze popytu. A te zawsze zachodzą, m.in. ze względu na wzrost dochodów rozporządzalnych gospodarstw domowych.
Wzrost cen towarów i usług konsumpcyjnych w 2018 r. o 2,3 proc. to ciągle poniżej celu inflacyjnego (2,5 proc.). Wydawałoby się zatem, że nie mamy problemu. Jednak NBP wskazuje, że w 2018 r. nie będziemy już tak podatni na wewnętrzne i zewnętrzne szoki podażowe jak do tej pory. A to oznacza, że Rada Polityki Pieniężnej, mimo inflacji niższej od celu inflacyjnego powinna zacząć działać. Do tej pory można było mówić, że ponieważ inflacja w ok. 90 proc. generowana jest przez czynniki na które RPP nie ma zbyt dużego wpływu, to nie ma też sensu zmieniać polityki pieniężnej. W przyszłym roku, gdy znaczenie wzrostu cen żywności i energii dla wzrostu wskaźnika CPI zdecydowanie spadnie, takiego wytłumaczenia już nie będzie. Warto aby RPP odniosła się do prognoz inflacji zaprezentowanych przez NBP w Raporcie o inflacji i wskazała, czy w kontekście zmiany struktury inflacji będzie także planowała zmiany w prowadzonej polityce pieniężnej. To ważne dla gospodarki, przedsiębiorstw i gospodarstw domowych, bo wpływa na cenę pieniądza.
Konfederacja Lewiatan